FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj     
Wilcy, prologu cz. I

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Whisper Strona Główna :: Fantastyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kay
Administrator



Dołączył: 07 Lis 2007
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Znienacka.

PostWysłany: Śro 12:36, 16 Lip 2008    Temat postu: Wilcy, prologu cz. I

Nie wyszło tak, jak chciałam początkowo. Coś mi tutaj nie pasuje, ale - jak zwykle - nie wiem co.

Bieg. Szybko, byle dalej, jak najdalej. Nogi plątają się w zabójczym pędzie, do nozdrzy wdziera się dławiący smród spalenizny. Dookoła cisza, eteryczna, nienaturalna, przerywana jedynie ledwo słyszalnym trzaskiem łamanych pod stopami gałązek.
Bieg. Szybko, coraz szybciej. Wdech, wydech. Pauza. Fetor palonych ciał dusi, mdli, przyprawia o skurcze żołądka. Ale już niedaleko. Tylko biec, uciekać!
Bieg. Upadek, wstrząs, wybicie z rytmu. Podnoś się dziewczyno, biegnij, uciekaj! Ciemnoczerwona strużka krwi spływa leniwie po nadgarstku, spada na ściółkę, delikatnie znaczy liście paproci. Nie ma czasu zacierać śladów, trzeba biec, trzeba uciekać!
Bieg. Nierytmiczny, spowolniony. Żółć w ustach, krew zmieszana z błotem. Lodowaty oddech na karku. Śmierć zbliża się powoli, skrada bezdźwięcznie jak polujący wilk. Jest blisko.
Bieg. Cisza przerwana głośnym, dudniącym w uszach śmiechem. Krzyk zatrzymany w gardle i zaciśnięta pieść. Niewypowiedziana obietnica zemsty.
Las podnosi nieme larum, protestuje bezsilnie przeciw zbrodni. Wiatr kołysze liśćmi, tańczy wśród drzew. Człowiek zabija człowieka, brat podnosi rękę na brata. Słychać wliczy skowyt, zapowiedź nowej ery.
Ery krwi i miecza.

***

- Co?!
Kamienny loch zadudnił od podniesionego głosu.
- To - odrzekł spokojnie młody, ciemnowłosy mężczyzna, unosząc w górę rękę, okutą w ciężkie, mosiężne kajdany. - Taka jest moja cena.
Oczy jego rozmówcy zapłonęły nienaturalnym, błękitnym blaskiem.
- Żądasz wolności? Dożywotniej?!
- I najlepszego konia w królestwie. Czarnego konia. Chcę też odzyskać mój miecz. Tak, Gates. Mój miecz.
- Ty skurwielu! - Ściany zadrżały, jakby spłoszone nagłą gwałtownością. - Pozabijałeś dziesiątki moich ludzi, spaliłeś mi zamek i wychędożyłeś kobietę, a teraz chcesz ode mnie wolności?! Dożywotniej, psiamać?!
- Dillion szczególnie się nie opierała, więc nie rozumiem, o co taka wrzawa. - Twarz ciemnowłosego wykrzywiła się w złośliwym uśmieszku. - Powiedziałbym nawet, że była zadowolona z tej drobnej... przyjemnej odmiany.
- Milcz! Zamilcz!
Ciemnowłosy nadal uśmiechał się złośliwie, mrużąc ironicznie oczy koloru żelaza.
- Przed prawdą nie uciekniesz, Gates. A prawda jest taka, że Dillion dawała się posuwać co noc. Próbowaliście kiedyś na sianie? - spojrzał zuchwale na rozmówcę, przez chwilę obserwując jego drgającą wargę, po czym demonstracyjnie przeniósł wzrok na krocze. - Nie? Wiele straciłeś, Gates. Wtedy dawała z siebie najwięcej.
Wiedział, że przekroczył granicę, ale zanim zdążył dłużej się nad tym zastanowić, Gates był już przy nim, wymierzając mu wyjątkowo celny i nad wyraz bolesny cios.
- Nigdy więcej tego nie rób, Silv, bo możesz stracić coś dużo cenniejszego od krwi. - Splunął pod nogi ciemnowłosego, po czym wyszedł z celi, dumnie unosząc głowę.

*

Silv zręcznie wskoczył na swojego nowego konia, poklepał go po czarnej jak smoła szyi i delikatnie uderzył piętami w boki. Kary ogier zatańczył na umięśnionych nogach, podrzucając pokazowo grzywę.
- To wyjątkowy koń - warknął Gates, niewypowiedzianie wściekły, że musi przystać na niekorzystne dla siebie warunki. - Może galopować kilkanaście godzin bez odpoczynku. Ale wiedz, Silv, że nawet taki rączy rumak nie pomoże ci przede mną uciec. Wykonasz swoje zadanie i wrócisz tutaj, posłuszny i pokorny, a wtedy pomyślimy, jak cię ukarać za nieprawidłowe wykorzystanie siana.
Błękitnooki błyskawicznym ruchem wyciągnął z pochwy miecz. Metal ze świstem przeciął powietrze, kiedy sprawna ręka wykręciła widowiskowego młynka. Silv zacisnął pięści na lejcach, czując, jak srebrnoszara klinga dotyka jego szyi, akurat w miejscu, gdzie przebiegała tętnica. W jego oczach zapłonął budzący grozę, szary żar.
- Ja cię znajdę. Znajdę i zabiję. Nie uciekniesz przed sprawiedliwością.
Ciemnowłosy uśmiechnął się drwiąco i cofnął konia.
- Więc szukaj mnie, Gates, szukaj, znajdź i zabij. Ale uważaj, bo może zdążyć się tak, że ktoś wbije ci nóż w plecy, zanim zdążysz wyciągnąć swój. Refleks, ćwicz refleks!
W następnej sekundzie kary koń poderwał się do galopu, wzbijając tumany kurzu, zalegającego na kamiennym gościńcu. Silv pochylił się w siodle, a nagły pęd rozwiał mu włosy.
Gates długo patrzył za niknącym w dali jeźdźcem.
Jest młody i głupi, pomyślał. Ale zabijać potrafi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kay dnia Sob 14:28, 19 Lip 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keira




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia Niczyja

PostWysłany: Pon 12:08, 21 Lip 2008    Temat postu:

"Może galopować kilkanaście godzin bez odpoczynku."
No nie przesadzajmy, po kilku godzinach, jeżeli koń nie zazna długiego odpoczynku pocieknie mu z nozdrzy krew i tyle go widziano.

Reszta? Intrygująca, wciągająca. Błędów nie zauważyłam i przeczytałam do końca bez ziewania i bez uczucia deja vu. Podobało mi się i czekam na więcej Wesoly

PS. początek świetny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dorve
V.I.P



Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Domku Z Piernika.

PostWysłany: Pon 14:38, 21 Lip 2008    Temat postu:

Czy TO, to co myślę?

No to tak:
"Ale uważaj, bo może zdążyć się tak, że ktoś wbije ci nóż w plecy, zanim zdążysz wyciągnąć swój." - zdażyć.
I myślę, że samo "Milcz!" wystarczy, bez tego "Zamilcz!".

Ogółęm świetne, jak zawsze. Nie rouzmiem, co może Ci się nie podobać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dorve dnia Pon 14:43, 21 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kay
Administrator



Dołączył: 07 Lis 2007
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Znienacka.

PostWysłany: Pon 14:45, 21 Lip 2008    Temat postu:

To zależy, jaki koń. I czym faszerowany ;>

Dorvuś - a co masz na myśli? Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dorve
V.I.P



Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Domku Z Piernika.

PostWysłany: Pon 14:54, 21 Lip 2008    Temat postu:

Mogę się mylić, ale mogę się też i nie mylić. (:
Powiedzmy, że myślę o [link widoczny dla zalogowanych].


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kay
Administrator



Dołączył: 07 Lis 2007
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Znienacka.

PostWysłany: Pon 15:51, 21 Lip 2008    Temat postu:

Jeżeli chodzi Ci o TO, to tak. To jest TO

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keira




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia Niczyja

PostWysłany: Pon 18:23, 21 Lip 2008    Temat postu:

Eee...nie, no chyba, że na sterydach albo mutant jakiś.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dorve
V.I.P



Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Domku Z Piernika.

PostWysłany: Pon 19:07, 21 Lip 2008    Temat postu:

Jak TO, jest TO, to ja się bardzo cieszę.

Keira: To jest KOŃ Kay - On może wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keira




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia Niczyja

PostWysłany: Pon 19:28, 21 Lip 2008    Temat postu:

to musi wrzuci kolejną częśc, żeby to jakoś wyjaśnic, coś o tym wspomnieć, bo każdy koniolubny człowiek pozwie ją o znęcanie się nad zwierzęciem Jezyk albo zmarszczy czoło i stwierdzi, że autorka ma zbyt wybujałą wyobraźnię. No. powiedzialam Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kay
Administrator



Dołączył: 07 Lis 2007
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Znienacka.

PostWysłany: Wto 13:21, 22 Lip 2008    Temat postu:

Jak mówi Dagi - pisarzu, możesz wszystko! No... Dagi na pewno mówi to ładniej, ale generalnie chodzi o te klimaty xdd

Poza tym to fantasy, dziwny koń chyba nie jest jakimś rażącym przewinieniem? (:
I ogólnie strasznie cieszę się, że się Wam podoba, w pewnym momencie aż zwątpiłam, czy t o w ogóle trzyma JAKIKOLWIEK poziom xd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keira




Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia Niczyja

PostWysłany: Wto 15:44, 22 Lip 2008    Temat postu:

ee, kłócić się nie będę. poległam. wrzucaj kolejną część, bo nie mam się do czego przyczepić Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kay
Administrator



Dołączył: 07 Lis 2007
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Znienacka.

PostWysłany: Pon 15:36, 04 Sie 2008    Temat postu:

Prolog, cz. II.
Coraz bardziej wydaje mi się to bez sensu xdd

***

Pojawił się znikąd. Czarny, zakapturzony, szybki i zwinny jak wilk.
Powiadano potem, że przybył wraz z północnym wiatrem, niosąc za sobą śmierć, cichą i spokojną, jakby pewną pokaźnych plonów.
Nazywano go mrocznym żniwiarzem, wysłannikiem piekieł. Panem mroku, który zjawia się z ciemności i w ciemnościach znika, znacząc tylko swoją obecność plamami krwi.
I łez.

***

Drzwi gospody "Pod Złotym Kłosem" otworzyły się z iście efektownym hukiem.
Stanął w nich zdyszany, niski i krępy człowieczek o małych, świńskich oczkach. Bardzo przerażonych oczkach.
Goście oberży, w większości miejscowi handlarze skór i drobni myśliwi, nie przejęli się tym zupełnie, nawet na moment nie przerywając zajmującej dysputy na temat wciąż rosnących cen broni i tym podobnych akcesoriów.
Człowieczek zmiął w ustach przekleństwo. Znowu go zignorowali! Ale to już ostatni raz, pomyślał z mściwą satysfakcją, to już ostatni raz. Bo oto ja, najlepszy rzeźnik w okolicy, hodowca unikatowych wieprzy, jedyny pan swoich włości i wzorowy obywatel, John Jorg Dung, przynoszę nowinę, która zmieni oblicze tego świata! Taaak, za parę chwil zejdą wam z tych parszywych facjat kpiące uśmieszki, oj zejdą.
- Słuchajcie chłopy, słyszeliście wy, co to się w samym środeczku Imperium, na zamku króla podziało? - zawył piskliwym głosikiem, nadymając i pusząc się dumnie.
- A co to, Dung? - zarechotał jeden z myśliwych, brodaty i postawny, z paskudną szramą na lewym policzku. - Znowu nam król bordel otworzył? I co, burdelmamą może został?
Ściany gospody zatrzęsły się od przeraźliwego, dudniącego w uszach śmiechu pozostałych gości.
- Nie! - Rzeźnik pokręcił gwałtownie łysą głową. - Ale o króla się rozchodzi właśnie, bo umarło się mu, naszemu władcy miłościwemu!
Tym razem nikt się nie roześmiał. Na jedną, bardzo długą chwilę w pomieszczeniu zapanowała drażniąca cisza, przerywana jedynie miauczeniem rudego kocura, który z prawdziwą rozkoszą ocierał się o nogę dębowego stołu.
Pierwsza odezwała się gospodyni, dotąd cicha i spokojna.
- Co ty pieprzysz, Dung? I skąd ty, do diaska, wiesz o takich rzeczach?
- Wracałem ja ci do chaty drogą przez trakt kupiecki, tam hen! za lasem, bom chciał podpatrzeć, co to też się w świecie dzieje, na spytki może kogo wziąć. I zaczepił mnie tedy posłaniec, cały w czerwienie ubrany i z lisią kitą na ramieniu, bez wątpliwości królewski, nasz południowiec.
Widząc, że nikt nie zamierza wychylić się z żadną drwiną, Dung podszedł do stołu i wcisnął się, nie bez trudu, na ławę obok oszpeconego myśliwego. Wznowił opowieść.
- Zatrzymał się obok i rzecze do mnie, czym miejscowy przypadkiem nie jest. Mówię mu, żem miejscowy z brata pradziada i jeżeli trzeba wieść jaką roznieść, to podejmę się z chętką.
- Wszyscy wiedzą, żeś dupa plotkarska, omińże ten fragment!
- Dobrze, dobrze, nie denerwuj się moja droga pani gosposiu, wrzodów od tego dostać możesz. Jak żem rzekł najsampierw, mówi do mnie ten posłaniec, żebym poinformował mieszczan szacownych, że wczoraj z wieczora zamach na życie królewskie ktoś wykonał i życia nam króla pozbawił. Powiadał inszej posłaniec, że to sam diabeł zabójstwa się podjął, że śladów prawieże wcaluśko nie zostawił. I jakbyśmy przyuważyli jakiego czarciego jeźdźca na koniu czarniuśkim jak sama smoła, to zaraz władze poinformować, oni ujmą takiego i przepytają należycie.
- Straszna to tragedia na nas spadła, straszna - powiedziała gospodyni, załamując ręce. - Tak nam się dobrze wiodło, jak nam ten król Endver rządził, a teraz takie pstryk - strzeliła palcami - i króla nie ma.
- Ino te ceny takie wysokie były - zawył żałośnie jeden z handlarzy. - Ale to przecie nie króla naszego wina, ino tych z północy, szui zasranych.
Handlarz efektownym pierdnięciem pokazał, co o mieszkańcach północy sądzi.
- Takie to dziwne wszystko jest - zaczął filozoficznie Ciest, najstarszy i najbardziej obeznany z życiem człowiek w całym miasteczku, siedzący w najciemniejszym kącie gospody. - Niby wojsko i wojacy nasi wspaniali, a tu jednego człowieczka złapać nie umieli. I jeszcze pozwolili, żebym nam króla ubił bezkarnie, a teraz po kraju gonią i ludzi do pomocy wzywają.
- No, bezsensu takie to - potwierdził gorliwie Dung. - Ale może to był jednak jaki czart z ogni piekielnych zrodzon, taki wiecie.
Wszyscy pokiwali melancholijnie głowami, potwierdzając, że wiedzą, jaki to czart ośmielił się zamach na króla przepuścić.
- I jesteśmy wszyscy teraz w bladej dupie.

***

Rycerz skłonił się nisko. Odczekawszy nakazane dziesięć uderzeń serca, oznajmił poddańczym tonem swoją obecność.
- Miłościwy pan, wzywał mnie?
Bardzo młody, jasnowłosy władca odwrócił się w jego stronę, mierząc go uważnym spojrzeniem błękitnych oczu. Jego twarz, nosząca jeszcze chłopięce rysy, wykrzywiła się w delikatnym uśmiechu, sprawiając wrażenie, jakby każdy przejaw emocji sprawiał mu nieopisany ból.
- Tak, Ferset - rzekł, a jego głos brzmiał miękko i miło, zupełnie niewładczo. - Chciałem z tobą porozmawiać.
Rycerz dygnął skromnie zgodnie z etykietą.
- Bo widzisz, jedna rzecz nie daje mi spokoju.
Ray Kelyren Heit-um'eph Thenens, zaledwie dwudziestoletni syn króla Endvera, a ostatni potomek wielkiego Hanzy, aktualny władca Imperium Południa, krain Mydest, odwiecznej siedziby czystokrwistych ludzi, chce ze mną porozmawiać, pomyślał Ferset. Duma eksplodowała w jego piersi z wielką siłą, tak wielką, że z trudem powstrzymał się przed entuzjastycznym okrzykiem radości.
Żaden z rycerzy Wielkiej Armii Południa nigdy nie postawił stopy na posadzce królewskiej komnaty, a oto on, Ferset, po kilku latach służby doświadcza tego zaszczytu!
- Jedna rzecz - podjął Ray - męczy mnie po nocach. Bo, widzisz, ja tej jednej rzeczy pojąc nie mogę. Nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że tacy rycerze jak wy, pozwolili jakiemuś nieznajomemu jeźdźcowi zbliżyć się do mego ojca. Jesteście przecież doskonale zorganizowani, dostajecie wysoki żołd, który zresztą jest całkowicie słuszny, bo w pełni adekwatny do poziomu waszego wyszkolenia.
Rycerz pochylił głowę, starając się ukryć uśmiech samozadowolenia. Młodzieńczej uwadze Ray'a nie mogło jednak ujść absolutnie nic.
- Och, nie tak skromnie, Ferset, nie tak skromnie. Oboje wiemy doskonale, że tworzycie świetne oddziały. Oddziały, które nie mają sobie równych w żadnej wojnie ani w żadnej kampanii.
- Staramy się, mości panie.
- Wiem, że się staracie. I ja te starania pochwalam. - Młody władca uśmiechnął się całkiem sympatycznie, co dodało Feresetowi pewności siebie.
- Do tej pory sprawami armii zajmował się specjalnie powołany do tego człowiek. Nigdy w historii tego dworu nie zdarzyło się, by król rozmawiał na osobności z rycerzem. Mam nadzieję, że znasz naszą tradycję?
- Tradycja jest rzeczą świętą, najjaśniejszy panie. - Ferset ponownie skłonił się nisko.
- Cieszę się, że tak uważasz.
Ray podszedł do wielkiego okna i przez długą chwilę obserwował gołębie, kołujące nad dziedzińcem. Ktoś w dole zaklął szpetnie.
- Zostałeś uniewinniony z zarzutu niedopełnienia swoich obowiązków, chociaż groziła ci niechybna śmierć - oznajmił w końcu, odwracając się, a jego głos w niczym nie przypominał tego sprzed kilku minut. Był zimny, ostry i nad wyraz władczy. - Tobie i reszcie rycerzy, którzy wtedy towarzyszyli mojemu ojcu.
Cała pewność błyskawicznie ulotniła się z duszy Ferseta, a on sam jakby skurczył się, zmalał pod miażdżącym spojrzeniem Ray'a. Więc oto chodzi, pomyślał z goryczą. Wezwał mnie tutaj, by ogłosić, że zmienił swoją decyzję. Bawił się nami, idealnie zagrał łaskawcę, żeby uśpić naszą czujność. Zabije nas teraz, skruszy w pięściach, chytry skurwiel.
- Nie, Ferset, nie chcę cię zabić, mimo że powinieneś gnić teraz gdzieś pod ziemią. Jeszcze nie teraz, bo jesteś mi potrzebny. Wiem, że masz kontakty. Szerokie i głębokie kontakty, prawda?
- Byłem błędnym rycerzem, najjaśniejszy panie - odrzekł, bardzo starając się, by nie drżał mu głos.
- To wszystko wyjaśnia - zakpił Ray, nie dopuszczając Ferseta do słowa. - Wykorzystasz więc swoje parszywe kontakty i odnajdziesz mi tego Czarnego Jeźdźca. Tak, wiem, jak go nazywacie między sobą. Czarny Jeździec, Żniwiarz, Ten, Który Obrobił Nam Dupy. Zwerbuj najlepszych ludzi i przyprowadź go do mnie. Żywego. Nie obchodzi mnie, jak tego dokonasz. To jest rozkaz, rozumiesz?
- Tak, wielmożny.
- A teraz zjeżdżaj, nie mogę na ciebie patrzeć.
Ferset ani myślał się sprzeciwić. Ukłonił się jak tylko najniżej potrafił i szybkim krokiem wyszedł z komnaty.
Ray usiadł ciężko na obitym w czerwone atłasy fotelu. Zamknął błękitne oczy i westchnął ciężko.
- Pomszczę cię, ojcze. Pomszczę za wszelką cenę - rzucił głucho w przestrzeń.
Po jego młodzieńczym policzku spłynęła łza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kay dnia Pon 16:38, 04 Sie 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dorve
V.I.P



Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Domku Z Piernika.

PostWysłany: Wto 21:03, 05 Sie 2008    Temat postu:

"...nam król bordel otworzył?" -> 'u', a nie 'o'

Fajne, bardzo fajne.Czy jak powiem, że chcę więcej to dostanę?
xD
Podobało mi się bardzo. Nie wiem, dlaczego ma być bez sensu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kay
Administrator



Dołączył: 07 Lis 2007
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Znienacka.

PostWysłany: Sob 12:22, 01 Lis 2008    Temat postu:

Wiatr śpiewał w koronach drzew.
Liście szeleściły melancholijnie. Ich cichy szept spływał w dół, tonął w wysuszonej ściółce.
Las opowiada swoją historię, pomyślała Venes, zamykając oczy.
Wspominała.

***

Obserwował ją od dłuższej chwili.
Patrzył spokojnie, jak zanosi się głośnym, spazmatycznym szlochem, jak raz po raz zakrywa dłońmi pobrużdżoną drobnymi zadrapaniami twarz, a potem otula się własnymi rękami. Widział łzy spływające po policzku, zatrzymujące się na skrzepie zaschłej krwi. Widział białą koszulę, podartą i brudną, widział skórzane spodnie, dopasowane idealnie do chudych nóg. Widział zgarbione plecy, na które splątanymi falami opadały długie, kasztanowe włosy.
Widział to wszystko. I czekał.
A ona łkała coraz głośniej i głośniej, nieświadoma nachalnego spojrzenia brązowych oczu, odległa, niedościgniona w swoim cierpieniu i rzewnym lamencie.
Pomimo ogromnej odległości dzielącej ją od tamtego miejsca wciąż doświadczała strachu wszystkimi zmysłami. Czuła w nozdrzach dławiący smród spalenizny, mieszankę nienawiści i rozpaczy, słyszała przerażające krzyki i ten upiorny, wyrwany z najgorszych koszmarów śmiech. Pamiętała jęzory ognia, liżące wszystko, co stanęło im na drodze, pamiętała złotawą łunę, widoczną ze wzgórza. I te twarze bliskich, a potem stalowy, zimny wzrok ojca. I moment, kiedy ją odepchnął, kiedy bezbarwnym głosem powiedział, że nie jest godna umierać przy nich, przy tych wspaniałych, bezinteresownych ludziach. Zadał jej tak wielki cios, a ona przez te wszystkie lata kochała go tak bezgraniczną miłością, wkładając w nią całą naiwność swojego młodzieńczego serduszka.
Słowa. Słowa bolą najbardziej.

*

Słońce powoli kończyło już swoją całodniową podróż po niebie, zalewając świat czerwonawą falą światła, kiedy w końcu podniosła się z klęczek i przetarła zapuchnięte oczy.
Nysel westchnął z ulgą. Obserwowanie płaczącej nieznajomej znużyło go już kilka godzin temu, kiedy zebrał dostatecznie dużo informacji, by wywnioskować, że dziewczyna jest nerwową, chuderlawą histeryczką i posiada bardzo rozwinięte gruczoły łzowe.
Patrzył jeszcze przez chwilę, jak miota się po polance, klnąc nad wyraz głośno i siarczyście, po czym westchnął przeciągle, upewnił się, że jego miecz spoczywa bezpiecznie w pochwie przymocowanej do pasa i lekkim, sprężystym krokiem wyszedł ze swojej kryjówki.
Nie zauważyła go, pochylona nad rozdartym rękawem swojej koszuli, który próbowała związać tak, by nie zwisał nieporadnie i nie dyndał przy każdym ruchu.
- Chyba kiepsko u ciebie z pracami ręcznymi - bardziej oznajmił niż zapytał Nysel. Stał nieopodal oparty nonszalancko o pień ogromnego buku, z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- Czego ode mnie chcesz? - warknęła najostrzej jak tylko potrafiła, cofając się w tył. Zmierzyła go niepewnym spojrzeniem, uważnie lustrując całkiem młodą, zadbaną twarz i elegancki strój. Prychnęła.
- Panicz z ciebie, co?
- Nie, skrytobójca.
Uśmiechnął się pod nosem, widząc cień niepokoju, który przemknął przez blade oblicze dziewczyny.
- Więc mnie zabij! - wykrzyczała nagle, a głos jej drżał. - Wcale nie boję się śmierci!
- Nie mam zamiaru cię zabijać, nie jesteś dla mnie nikim ważnym - rzekł niedbałym tonem. - Chcę ci pomóc. Chodź ze mną, a dam ci jedzenie, picie i czyste ubranie.
- Akurat! Zaciągniesz mnie do lasu, przelecisz i poderżniesz gardło. Ja znam takich typków jak ty!
Kilka ptaków zerwało się nagle z korony samotnego drzewa, rosnącego na skraju polanki, kiedy Nysel zaniósł się głośnym, ironicznym śmiechem. Dziewczyna spojrzała na niego z nieukrywanym zdziwieniem, pytająco unosząc brew.
- Nie gustuję w dzieciach - odpowiedział w końcu.
Nie, ta dziecięca twarzyczka, te małe piersi, widoczne ledwo w fałdach koszuli i biodra pozbawione krągłości w ogóle nie pociągały takiego starego wilka jak Nysel.
Odpowiedź dotknęła ją do żywego, ale bardzo starała się tego nie okazywać.
- Nigdzie z tobą nie pójdę - oświadczyła tylko wyniosłym tonem i odwróciła się do niego plecami.
Nysel wzruszył ramionami i gwizdnął na palcach. Niewiele czasu było potrzeba, by jego gniada klacz przybiegła na wołanie. Wskoczył na nią jednym sprawnym susem i już miał odjeżdżać, kiedy dziewczyna niespodziewanie zmieniła decyzję.
- Zgoda, jadę z tobą. Ale jeden niewłaściwy ruch i zasadzę ci takiego kopa w klejnoty, że ich przez miesiąc nie użyjesz!
Uśmiechnął się tylko i podał jej ręką, pomagając wsiąść na grzbiet Zadry.

***

Taaak, miałam wtedy ogromne szczęście, pomyślała. A może to było przeznaczenie?
Wiatr ucichł. W lesie zapanowała nienaturalna, dzwoniąca w uszach cisza.
Ale Venes lubiła ciszę. Polubiła ją, odkąd Las Wisielców stał się jej domem.
Rozsiadła się wygodniej pomiędzy okazałymi korzeniami starego klonu i westchnęła z zadowolenia.
Wspominała.

***

- Nie poznaję cię, Nysel - oznajmiła Isse.
Już od dobrej godziny stała obok, obserwując, jak oporządza Zadrę i wygłaszała niekończące się komentarze. Wysłuchiwał wszystkiego z kamienną twarzą, od czasu do czasu potwierdzając pytania skinieniem głowy. Denerwowała go. Denerwowała go niezmiernie. Ale to w końcu była Isse. Jego Isse. A Isse trzeba słuchać. Zawsze i w każdej sytuacji.
- Nie poznaję cię - powtórzyła. - Nagle odkrywasz w sobie żyłkę zbawcy świata?
- Och, Isse - jęknął, odkładając szczotkę i wiadro. Podszedł do niej i objął. - Mówiłem ci już. Nie wiem, dlaczego ją tutaj przyprowadziłem. Zupełnie tego nie wiem. Ale jest w tej dziewczynie coś takiego, co nie pozwoliło mi przejść obojętnie. Ona... - zawahał się - ona jest taka jak my wszyscy kiedyś. Samotna i butna.
- A może ona po prostu ci się podoba, co Nysel? - Isse odepchnęła go, świdrując przenikliwie swoimi zielonymi oczami.
Zaśmiał się serdecznie w odpowiedzi. Przyciągnął ją jednym szybkim ruchem i pocałował. Boczyła się jeszcze, wiedział to, ale odpowiedziała tym samym. Skierował się delikatnie w stronę siana zalegającego obok drzwi.
Nie opierała się.

***

- Wilcy jadą, Wilcy!
Tamtego słonecznego dnia w Werpen nie liczyło się nic poza przyjazdem Wilków. Mieszkańcy zgromadzili się na niewielkim placyku w centrum wioski, zastygając w radosnym oczekiwaniu.
Pierwszy wjechał Nysel, herszt bandy, na swojej pięknej, gniadej klaczy, która podrzucała pokazowo czarną grzywą i tańczyła niesfornie. Młode kobiety piszczały na jego widok i posyłały mu niezliczone ilości całusów, rzucając kolorowymi wiankami. Jeden z nich, spleciony z margaretek i gałązek jaśminu złapał zręcznie w locie i podał rzutem Isse, która jechała za nim, lekko naburmuszona.
Zielonooka cmoknęła na swojego ciska, który przyśpieszył, równając się z Zadrą.
- Mówiłam ci już, jak nienawidzę tych rozwrzeszczanych smarkul? - szepnęła jadowicie. Z jej ust nie schodził kokieteryjny uśmiech.
Wychylił się delikatnie z siodła, wdychając narkotyzujący zapach fiołkowych perfum.
- A mówiłem ci już, że te rozwrzeszczane smarkule nie dorastają ci do pięt?
Odpowiedź usatysfakcjonowała Isse w pełni. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odrzucając do tyłu fale czarnych włosów, które rozsypały się po jej plecach niczym małe żmijki.
Kilka kroków dalej człapał spokojnie siwek należący do Meifa, jasnowłosego mężczyzny z niewielką, ale paskudną szramą na policzku. Srebrne guziki jego kubraka błyszczały w słońcu, wzbudzając powszechny zachwyt.
Obok blondyna jechała Saen, siostra czarnowłosej, bardzo drobna i blada, z łukiem przerzuconym przez plecy. Siedziała na swojej białej klaczy po damsku, od czasu do czasu unosząc rękę w geście pozdrowienia. Tłum wieśniaków za każdym razem odpowiadał jej gromkimi wiwatami.
- Niech żyją Wilcy!
- Niech żyyyjąąą!
Wroni shire niósł Anarisa, którego oblicze nie wyrażało absolutnie żadnych emocji. Postawny, nienagannie wyprostowany, ze spojrzeniem utkwionym w plecach Saen, wyglądał jak posąg wiekowego, zmęczonego życiem boga.
Venes wlokła się na samym końcu, całą uwagę koncentrując na powstrzymaniu swojego narowistego bułanka przed wjechaniem w tłum rozweselonych chłopów, przez co nie mogła wychwycić zdziwionych spojrzeń ani usłyszeć szeptem powtarzanych pytań. Nie rozumiała tej całej dziwnej otoczki, tych entuzjastycznych okrzyków i uśmiechniętych twarzy.
- Wilcy! Niech żyją Wilcy!
Prychnęła cicho pod nosem i skierowała konia w lewo, torując sobie drogę wśród tłumu. Nie była jedną z nich, bo do nich nie pasowała. Zwyczajnie nie chciała pasować i dlatego każdą okazję wykorzystywała, by manifestować swoją inność, zupełnie jak teraz, kiedy stała samotnie wśród gapiów, obojętnie, a nawet z nutką znudzenia obserwując Wilki obracające swoje konie i wyrównujące szyk.
Przez wiejski placyk przetoczyło się westchnienie zachwytu.
Jedno im trzeba przyznać, pomyślała Venes, uspokajająco klepiąc po szyi swojego konia, który niecierpliwie przebierał nogami. Mają klasę.
Wilki wyglądały jak młodzi bogowie. Spokojni, dumni i wyniośli, prezentowali się prawdziwie zachwycająco na końskich grzbietach, kiedy trwali tak bez nawet najmniejszego ruchu przez kilkanaście nadzwyczaj długich sekund.
A potem nagle, jakby czytając w swoich myślach, wyrzucili jednocześnie w górę tysiące złotych monet. Tłum zafalował, kiedy wieśniacy rzucili się na ziemię, w pośpiechu zbierając pieniądze.
Venes prychnęła po raz kolejny. Nie rozumiała całej tej idei sprawiedliwości i równości, którą wyznawali Wilcy, nie pojmowała, jak można zabierać jednym, tylko po to, by obdarować drugich. To wszystko nie mieściło się w jej sposobie myślenia, stanowczo przeczyło wszystkiemu, co do tej pory sobie wpoiła.
Przecież taka jest kolej rzeczy. Jedni mają, inni nie. Nie można zmieniać ustalonego porządku wszechświata, aby móc się zaprezentować w pysznych strojach i na pięknych koniach. Trzeba poświecić jednostki dla ogółu.
Westchnęła, widząc odjeżdżającą bandę i ruszyła w ich stronę.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ważną rolę odegrają opowieści o bohaterskich Wilkach w sercach ludzi zepchniętych na margines przez wielką Zawieruchę. Nie wiedziała, że ona sama odegra w tych opowieściach rolę nadrzędną jako Wilczyca Tańcząca nad Kurhanami Wrogów, Iskra, co Ogień niebieski wskrzesi, jako Nienazwana i Niewymowna.
Nie mogła wiedzieć, jak wiele poświęci, by ratować jednostkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avis
V.I.P



Dołączył: 08 Lis 2007
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:09, 02 Lis 2008    Temat postu:

Dorve napisał:
"...nam król bordel otworzył?" -> 'u', a nie 'o'
.
bordel też może być.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Whisper Strona Główna :: Fantastyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
     Whisper: słuchaj uważnie, bo wiatr dziś niesie szepty natchnienia.     
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group   c3s Theme © Zarron Media
Regulamin